Dzieciństwo wiejskie – sielskie i niesielskie.

Fotografie, dokumenty i relacje wspomnieniowe w świetle historii mówionej polskiej wsi
Niepublikowane archiwalia z XIX-XX w. ze zbiorów IAE PAN

Katarzyna Kość-Ryżko, Ewa Baniowska-Kopacz

Warszawa 2024

3. Migawki z życia wiejskiego dziecka na przełomie XIX i XX w.

„Obrazy są »wszędzie«. Przenikają pracę akademicką, życie codzienne, rozmowy (…), wyobraźnię i sny (…). Są nieodłącznie splecione z indywidualną i osobistą tożsamością, sposobem opowiadania i historią, stylem życia, kulturą, społecznością i społeczeństwem, podobnie jak ze sposobem definiowania historii, przestrzeni i prawdy”. Sarah Pink (2009: 33).

Współcześnie aparat fotograficzny, najczęściej zintegrowany ze smartfonem, jest naszym codziennym towarzyszem, który umożliwia dokumentowanie rzeczywistości wokół nas w całej jej zmienności i plastyczności, zarówno w formie fotografii, krótkich filmów, czy plików dźwiękowych. Niespotykana dotychczas dostępność i niskie koszty tego urządzenia sprawiają, że „zatrzymaniu w czasie” poddawane jest wszystko co ważne i ciekawe, także sprawy mniej warte zachowania. Kolejnym etapem tego procesu bywa nierzadko natychmiastowe upublicznienie zdjęć na portalach społecznościowych. Tymczasem, w okresie historycznym, o którym opowiada Album, dostęp do fachowca obeznanego z trudną sztuką „zdejmowania wizerunku”, zwłaszcza poza większymi ośrodkami miejskimi, był utrudniony, drogi i wymagający organizacyjnie. Zrobienie fotografii zazwyczaj wiązało się z wyprawą do atelier fotografa, najczęściej w pobliskim mieście, a to generowało dodatkowe wydatki, nie licząc samych kosztów wykonania zdjęcia i odbitek. W tej sytuacji, ważną społecznie rolę odgrywali wędrowni fotografowie, przemieszczający się od wsi do wsi i uwieczniający swoich klientów w ich naturalnym środowisku. „Studia fotograficzne” niekiedy aranżowano w tym celu domowym sumptem za pomocą specjalnie przygotowanej zasłony lub kapy, które służyły za tło dla pozujących osób.

Kolejną grupę autorów zdjęć, które składają się na kolekcję „chłopskiej fotografii”, stanowią amatorzy, czasem pochodzący z rodziny, od sąsiadów lub z pobliskiej okolicy. Niestety wiadomo o nich stosunkowo niewiele, ponieważ ich nazwiska lub miejsca zamieszkania rzadko bywają odnotowywane na rewersach zdjęć lub w załączonych listach od nadawców. Przypuszczalnie były one często nieznane nawet samej klienteli, ewentualnie nie zapisały się w ich pamięci. Szczęśliwie, nie w każdym przypadku tak było i o niektórych wiejskich fotografach zachowały się informacje, które każdorazowo podajemy w opisach zdjęć. Tym niemniej, na dwieście trzydzieści zdjęć, które znalazły się w Albumie, w stu pięćdziesięciu dziewięciu przypadkach ich autor jest nieznany. W pozostałych przypadkach nawet jeśli wiadomo, kto jest autorem zdjęcia, informacja często ogranicza się do samego nazwiska; dalsze szczegółowe dane o osobie są nieznane. W kilku zaledwie przypadkach w nadesłanych materiałach pojawiły się wzmianki o tym, kim była osoba wykonująca zdjęcie i w jakich okolicznościach je zrobiła. Fotografowie, którzy nie korzystali z fotograficznego atelier i działali poza nim, wykonując zdjęcia w plenerze lub na zlecenie w prywatnych wnętrzach, zazwyczaj byli osobami wywodzącymi się ze społeczności wiejskiej lub okazjonalnie wizytującymi ludzi i teren uwieczniony na zdjęciach. Czasami też byli pochodzącymi z miasta członkami rodziny lub znajomymi. Przykładem fotografa pierwszego typu, którego zdjęcia prezentujemy w Albumie jest Franciszek Kulpa. Jego córka, właścicielka i nadawczyni zdjęć Danuta Drumlewska, w przesłanym liście pisała o swoim ojcu tymi słowami: „Franciszek Kulpa był fotografem chłopskim okresu międzywojennego. Pracował jako organista kościelny. Z czasem jego prawdziwą pasją stała się fotografia. Szczególnie lubił robić zdjęcia okazjonalne dzieciom z okolicznych wsi” (dot. fot. nr 189). Na jednym ze zdjęć (fot. 160) znajdujących się w Albumie, uwiecznił także siebie siedzącego pośrodku orkiestry dętej w Białobrzegach, której był założycielem. W komentarzu do tej fotografii Danuta Drumlewska pisze: „Zdjęcie wykonano starym aparatem na drewnianym statywie z samowyzwalaczem, Ojciec ustawiał aparat, a potem dobiegał na swoje miejsce” (list do fot. 250/1-14).

Drugi typ fotografów-amatorów reprezentuje Mikołaj Bogdanowicz. Z listów jego syna i ofiarodawcy zdjęć, Stanisława Bogdanowicza, wiemy, że był „inżynier[em] budowy dróg i mostów w dawnej C.K. w Austrii4 . W okresie I wojny światowej, jako mieszkaniec Galicji, został on powołany do armii austriackiej, w której był dowódcą trzech kompanii saperów, z których jedna była kompanią żydowską. Terenem jego działania był Wołyń i częściowo Podole, gdzie podczas wielomiesięcznego zatrzymania się frontu budował rowy strzeleckie, drogi i mosty. W tym czasie wykonał wiele fotografii, a pasję tę kontynuował również po wojnie” (list do fot. 233A-187.). Na podstawie materiałów towarzyszących przesłanym zdjęciom można wnioskować, że w czasie II wojny

światowej ludność miejska, która z różnych powodów znalazła się na terenach wiejskich, również stała się spontaniczną dokumentalistką środowiska, w którym przyszło jej żyć. Przypuszczalnie jest to także jeden z powodów, dla których w Albumie mamy stosunkowo dużo ujęć wykonanych w czasie wojny.

Prezentowane w Albumie zdjęcia zostały wybrane w efekcie długiego i niełatwego procesu selekcyjnego. Jako redaktorki, w swoich decyzjach kierowałyśmy się dwoma nadrzędnymi kryteriami: obecnością na kadrach dzieci wiejskich oraz co najmniej względnie dobrą jakością techniczną fotografii. Oba te kryteria okazały się w wielu przypadkach dyskusyjne. Wynikało to, po pierwsze, z faktu, że wykonano je w różnych regionach ziem Polski z okresu przed- i po- wojennego. Terenyte, charakteryzowały się dużymi różnicami kulturowymi i cywilizacyjnymi, w tym zaawansowaniem technologicznym gospodarstw. Znajduje to także odzwierciedlenie w widocznych na zdjęciach atrybutach i symbolach zamożności, a innym razem w ilustracjach bezgranicznej biedy. Wspomniane

dysproporcje uzewnętrzniały się w różnych sferach codziennego funkcjonowania: w przestrzeni wyrażały się w typach zabudowy, jakości i kompletności odzieży, ogólnym wyglądzie gospodarstwa, obejścia oraz przedstawionych ludzi, a także w estetyce krajobrazu. Jeśli fotografiom towarzyszyły wyłącznie znikome informacje na temat ich pochodzenia, miejsca i okoliczności powstania, to niejednokrotnie stawałyśmy przed dylematem, w jaki sposób należałoby nadesłaną fotografię zakwalifikować.

Kryterium dotyczące jakości technicznej fotografii odnosi się do cech obiektu, które są efektem działania wielu złożonych czynników: umiejętności fotografa, możliwości sprzętu, trwałości papieru i warunków w jakich zdjęcie było robione, a także sposobu jego przechowywania. Równocześnie stan

archiwalnego zdjęcia i jego „ogólna kondycja” bardzo często odzwierciedlają losy rodziny, która była w jego posiadaniu. I chociaż zniszczenia są widoczne „gołym okiem”, to ich przyczyny często poznawałyśmy dopiero z listów dołączonych do fotografii.

Tym sposobem wstępnie wytypowany zbiór zdjęć był następnie sukcesywnie ograniczany doilości zaplanowanej w publikacji. Starałyśmy się przy tym, aby problematyka prezentowana w Albumie odzwierciedlała wszystkie wątki tematyczne związane z wiejskim dzieciństwem, które pojawiały się wśród zdjęć obecnych w kolekcji, aczkolwiek zachowanie proporcji między nimi w stosunku do całego zbioru bywało wyzwaniem. 

Kolejnym etapem pracy nad Albumem było tematyczne uporządkowanie wybranych zdjęć, które także okazało się niełatwym zadaniem. Czynnikiem decydującym były informacje towarzyszące fotografiom. Zdarzało się, że pochodziły one z dwóch źródeł. Pierwsze stanowiły notatki zrobione wkrótce po powstaniu zdjęcia, na ogół przez osobę będącą jego pierwotnym dysponentem. Najczęściej znajdujemy je na rewersie fotografii, zdecydowanie rzadziej na jej awersie. Zazwyczaj informują one o miejscu, czasie i okolicznościach jej wykonania (na przykład na zakończenie roku szkolnego). Stosunkowo często na rewersach zdjęć znajdują się także dedykacje, niekiedy przybierające postać dłuższych wypowiedzi, czy nawet króciutkich listów. Warte przytoczenia w tym miejscu są słowa zapisane w 1916 r. na jednym z nich: „Kochana córko! Kartę od Ciebie odebrałam, z której się bardzo ucieszyłam. Teraz kochana córko posyłam Ci fotografię którejś bardzo pragnęła. I szanują ją tak jakieś mnie szanowała, bo kto wie czy się jeszcze zobaczymy czy nie. Starszy brat nie jest z nami bo nie ma

w czem” (fot. nr 25; pisownia oryginalna).

Nieocenionym źródłem wiedzy, poza kolekcją fotograficzną, były wspominane już wcześniej listy dołączone przez ofiarodawców do zdjęć, które przesłali na konkurs. Jedna z pomysłodawczyń konkursu na chłopską fotografię, redaktor Aleksandra Garlicka, w artykule podsumowującym wyniki tego przedsięwzięcia zwracała uwagę:

„Pisemna dokumentacja załączona do zdjęć wzmacnia ich wartość i siłę przekazu, ale też sama w sobie stanowi źródło wiedzy o dziejach wsi. Widać tu najdowodniej, jak słowo uzupełnia obraz, jak fotografia wyzwala pamięć i wspomaga słowo. Mam nadzieję, przyjdzie czas na wnikliwe, spokojne, naukowe opracowanie tego zbioru” (Garlicka 1985: 4).

Nie sposób nie zgodzić się z tą opinią, w czym utwierdziła nas praca nad powstaniem Albumu. Przekonanie o sile związku łączącego obraz i słowo towarzyszyło nam szczególnie wtedy, gdy po dłuższej kwerendzie udawało się dotrzeć do informacji o danym zdjęciu, i byłyśmy konfrontowane z iluzyjnością

i wieloznacznością fotografii oraz własnymi wyobrażeniami o niej. Okazywało się bowiem, że to co widzimy i co wydaje nam się, że widzimy, nie zawsze jest tym, co rzeczywiście przedstawia zdjęcie 5. Czasami było to zabawne, niekiedy zaskakujące lub wprawiające w zakłopotanie. Rację ma Bartosz Flak,

z Muzeum Fotografii w Krakowie, gdy dosadnie powiada, że: „Fotografie bywają wybebeszone z historii” (2017: 101). Gorzej jednak, gdy mają jakąś historię, a my nie mamy możliwości jej poznania i zostajemy skazani na domysły oraz grę wyobraźni z „milczącym” zdjęciem w dłoniach.

W omawianej kolekcji całkiem sporo jest zdjęć pozbawionych podstawowych informacji, chociażby takich jak: kto był nadawcą, kiedy i gdzie zostało wykonane, przez kogo. Zdarza się jednak, że na rewersie fotografii umieszczony jest jej opis, data i miejsce wykonania, ale nie wiemy, kto ją przesłał. Nie zachowały się bowiem wszystkie materiały dotyczące konkursui jego pełna dokumentacja. Niewykluczone, że zostały one przekazane do innego archiwum i czekają na swoje ponowne odnalezienie. Na podstawie dostępnej korespondencji z nadawcami zdjęć wiemy, że stosunkowo rzadko były wśród nich osoby ukazane na zdjęciach. Zdarzało się ewentualnie, że w momencie fotografowania były one w wieku wczesnodziecięcym. Najczęściej zdjęcia przekazywali reprezentanci drugiego, trzeciego, a nawet czwartego pokolenia osób uwiecznionych na fotografiach. Przekazanie starych pamiątek z albumów rodzinnych często było dla darczyńców okazją do podzielenia się, z organizatorami konkursu, wspomnieniami i historiami rodzinnymi. Niektóre z nich mówiły o okolicznościach powstania zdjęć, inne dotyczyły szeroko pojętych refleksji na temat ówczesnych warunków życia, a także losów osób, które sportretowano. Informacje te okazały się niezwykle istotne i wartościowe dla zrozumienia przekazu danej fotografii, stąd starałyśmy się je zamieszczać, w możliwie szerokim stopniu, w opisach

do poszczególnych zdjęć. Często decydowały one również o przyporządkowaniu tematycznym danego ujęcia.

Wartość dokumentacyjna i poznawcza nadesłanej korespondencji jest różna, co czasami zmuszało do arbitralnych, redaktorskich decyzji. Zdarzało się niejednokrotnie, że zdjęciom nie towarzyszyły żadne dodatkowe informacje poza danymi teleadresowymi. Wówczas stawałyśmy przed dylematem, jak je opisać lub czy w ogóle je prezentować, skoro nie mamy podstaw faktograficznych. Zależało nam bowiem, aby „mówiły obrazy” i ludzie, do których one w jakikolwiek sposób należały. Stroniłyśmy od własnych interpretacji i domniemywań, choć nie zawsze się to udawało, ale wtedy starałyśmy się robić to w jak najmniejszym stopniu. Na każde z tych zdjęć można bowiem patrzeć z różnych perspektyw. Etap konstruowania Albumu i przyporządkowywania fotografii do poszczególnych rozdziałów uznajemy za najpoważniejszą redakcyjną ingerencję w ich interpretację. Uważny widz z pewnością zauważy, że wiele fotografii, które za sprawą naszej autorskiej decyzji umieściłyśmy w określonym rozdziale Albumu, równie dobrze mogłoby pojawić się w innej jego części, gdyż sceny uwiecznione na zdjęciach niejednokrotnie eksponują liczne, współgrające ze sobą aspekty życia wiejskiego dziecka oraz jego dzieciństwa.

Zdajemy sobie sprawę, że opublikowanie w „dziecięcym albumie” fotografii, na których dzieci nie są bohaterami pierwszoplanowymi, może budzić zaskoczenie. Należy jednak pamiętać, że dopiero we współczesnych czasach dziecko stanowi główny podmiot i centrum zainteresowania bliskich przy najróżniejszych okolicznościach, w związku z czym robione są mu zdjęcia. Bywają jednak wyjątki, czego przejawem jest prezentowane w Albumie zdjęcie (fot. 127, Odpoczynek w czasie żniw), na którym uwaga wszystkich uwidocznionych ludzi skupiona jest na maleńkim dziecku, będącym mimowolnym uczestnikiem tego wydarzenia. Ich skoncentrowane twarze i utkwione spojrzenia powodują, że osoba oglądająca ten kadr także podąża za ich wzrokiem. Fotografia została wykonana przez Edwarda

Tomińskiego, syna rolnika, z zawodu nauczyciela. Jeden z jego wychowanków wspomina:

„Fascynowała go technika, (…) Na strychu szkolnym zorganizował pracownię techniczną, tokarnię, a w wolnym pokoju ciemnię fotograficzną. Fotografia go fascynowała. Lubił uwieczniać życie i pracę rolników na wsi, stąd mamy zdjęcia ze żniw, prac jesiennych przy wykopkach, młóceniu, itp. (…) Pan Tomiński zdjęcia aparatem z samowyzwalaczem wykonywał i wywoływał sam, na fotografiach zawsze stał z boku, tak jakby dopiero podbiegł” (Patron szkoły E. Tomiński, 10.09.2024).

Opisane wcześniej zdjęcie zapewne tak właśnie zostało zrobione, a widoczny na nim Edward Tomiński spogląda w stronę obiektywu, jakby upewniał się, że aparat zadziałał poprawnie.

Okres dzieciństwa ze swej natury będący krótkim, w realiach wiejskich jeszcze bardziej się kurczył, a rodzice wręcz wyczekiwali kiedy najmłodsze pokolenie dorośnie i stanie się pomocne oraz użyteczne w gospodarstwie. Nie starano się więc tej fazy życia zaznaczać w szczególny sposób, ani strojem, ani akcesoriami dedykowanymi dzieciom. Na ogół ubierano je w odzież wzorowaną na krojach i materiałach typowych dla odzienia, w którym chodzili dorośli. Wiązało się to także z faktem, że w gospodarstwach wiejskich nie pozwalano sobie na marnotrawstwo i znoszona odzież starszych była przerabiana, by pasowała na młodszych. Dziecko od maleńkości włączano w tryby życia rodzinnego, gospodarskiego i społecznego, aby stać się w pewnym momencie jego pełnoprawnym uczestnikiem. Podczas towarzyszenia swoim bliskim w większości aktywności podejmowanych przez dorosłych, przygotowywane było do swojej życiowej roli i zastąpienia ich przy tych czynnościach w odpowiednim czasie. Uwidaczniają to także prezentowane w Albumie zdjęcia, ilustrujące, że nawet

uroczystość dedykowana dzieciom (na przykład Pierwsza Komunia Święta) stawała się często pretekstem do uwiecznienia zebranych gości, obejścia gospodarskiego, a nawet zwierząt. Podczas, gdy główny bohater uroczystości, w tym samym czasie, stał skromnie z boku oglądanego kadru.

Warto pamiętać, że nadesłane do redakcji „Nowej Wsi” zdjęcia, które złożyły się na kolekcję wiejskiej fotografii, jeszcze przed wyborem redaktorskim, przeszły analogiczny etap weryfikacji i wyboru przeprowadzony przez ich właścicieli. Ich analiza pod kątem reprezentatywności dla tematu konkursu ujawnia, między innymi, czym sugerowali się ich nadawcy, w jaki sposób zasób powstał, kto miał decydujący wpływ na jego kształt oraz, jak doszło do powstania fotografii, którymi obecnie dysponujemy. Kluczowe znaczenie z pewnością miał akt wolicjonalny i decyzyjny o zrobieniu zdjęcia, ewentualnie wyrażenie zgody na jego zrobienie przez kogoś. Ten moment daje wyobrażenie o okolicznościach, które sprzyjają chęci wykonania zdjęcia. Sytuacje, które doprowadziły do tej decyzji często poznajemy z treści listów dołączonych do zdjęć. Wynika z nich, że wiele kadrów powstało nie na prośbę fotografowanych, ale z inicjatywy fotografa – dokumentalisty. To z kolei rodzi pytanie, czy fotograf uzyskał zgodę fotografowanych, czy też wykonał zdjęcie bez ich świadomej decyzji. Biorąc pod uwagę okoliczności uwiecznione na zdjęciach (na przykład w czasie pracy), to prawdopodobnie zrobiono je spontaniczne, stąd też bez konieczności wyrażenia aprobaty. Uwzględniając ówczesne możliwości techniczne sprzętu do fotografowania, wydaje się, że zdjęcia plenerowe wymuszały konieczność

zatrzymania się i swoistego „fotograficznego znieruchomienia”, aby uchwycić odpowiednią scenę, ruch, wyraz twarzy. 

Kolejny etap selekcji zdjęć został przeprowadzony przez nadawców prac konkursowych – osoby, które wybrały fotografie ze swoich zbiorów rodzinnych oraz podjęły decyzję o ich przekazaniu. Należy mieć na uwadze, że ich wybór mógł zostać podyktowany indywidualnymi odczuciami estetycznymi (w tym chęcią ukazania „upiększonej” przeszłości). Wydaje się jednak, że dominującą motywacją darczyńców było przekonanie o „prawdzie” zdjęć i faktograficznym wymiarze tego co przedstawiają – a tym samym chęć udokumentowania przeszłości, o czym często piszą wprost w swych listach. Częstym motywem narracji w korespondencji od nadawców jest dojmująca bieda i jej upokarzający wymiar, jakich doświadczała ludność wiejska, a co także obrazują przesłane zdjęcia. Inną ważną pobudką skłaniającą mieszkańców wsi do wykonania fotografii było pragnienie uwiecznienia swoich krewnych, znajomych oraz sytuacji z życia rodziny. Ofiarodawcy często zaznaczali w kontakcie z redakcją czasopisma „Nowa Wieś”, że obrazy te mają dla nich dużą wartość emocjonalną, co niekiedy wiązało się z obawą, że mogliby je utracić. Oddają to przykładowe słowa, jakich wiele można przeczytać w listach od nadawców: „Proszę zrozumieć mój niepokój. Album ten jest dla mnie nie tylko dokumentem, ale i pamiątką rodzinną” (Szczepan Ignaczyński,fragm. listu dołączonego do zdj. 339/1-30).

W toku analizy wybranego do publikacji zbioru zdjęć rozważałyśmy zasadność podawania pełnych imion i nazwisk osób przedstawionych na nich, ewentualnie anonimizacji tych danych, pomimo posiadania takiej informacji. Ostatecznie, podjęłyśmy decyzję kierując się dobrymi praktykami przyjętymi w tym zakresie i założeniami niniejszego projektu (między innymi popularyzacyjnymi). W opisach fotografii umieszczonych na końcu Części II Albumu podajemy dane osobowe uwiecznionych na nich ludzi, gdy spełnione są następujące warunki: informacje na temat przedstawionych osób zostały udostępnione przez nadawców zdjęć i dopuszczone przez nich do publikacji w momencie wysłania fotografii na konkurs, zdjęcia dotyczą osób publicznych bądź pełniących istotne funkcje społeczne w czasie ich wykonania. W innych przypadkach zrezygnowałyśmy z podawania pełnych nazwisk i ograniczałyśmy się do inicjałów uwidocznionych osób oraz odnotowania nazwy miejscowości, każdorazowo, gdy była ona znana. Wynikało to z braku pewności co do woli i zgody właścicieli oraz darczyńców zdjęć, pomimo

że było to usprawiedliwione prawnie w świetle obowiązujących przepisów o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U.2022.2509 t.j.). Za podaniem w opisach zdjęć imion i nazwisk osób widocznych na nich przemawiało wyrażone we wstępie do Albumu przesłanie, zawierające się, między innymi, w zachęcie adresowanej do odbiorców i czytelników, wspólnego kontynuowania poszukiwań badawczych i społecznej archiwizacji historii polskich chłopów i rolników. Uważałyśmy także, że będzie to pomocne w identyfikacji przedstawionych na zdjęciach miejsc i osób (przez ich mieszkańców i bliskich), co stworzy szansę na poznanie ich dalszych losów oraz towarzyszących im wydarzeń. 

W toku dyskusji i wielokrotnego przemieszczania zdjęć w obrębie wyznaczonych kategorii, wydzieliłyśmy sześć głównych grup – rozdziałów, które określiły ramy tematyczne Albumu. Są to: Dziecięce portrety, Dziecko w rodzinnym kręgu, Dziecko jako część wspólnoty lokalnej i jego codzienność, Dziecko jako uczestnik świąt i uroczystości, Dziecko w grupie rówieśniczej, oraz Dzieciństwo uwikłane w mniejsze i większe dramaty. 

Poszczególne grupy fotografii różnią się objętością (liczbą prezentowanych zdjęć), co odzwierciedla częstotliwość występowania niektórych zagadnień oraz okoliczności, w jakich zdjęcia powstawały, w relacji do całego zbioru. Wynika to także z przyjętego założenia, że celem naszym jest nie tyle prezentacja zdjęć wiejskich dzieci, ile ukazanie warunków dorastania, różnych etapów w ich życiu oraz środowiska, w jakim przebiegało ich dzieciństwo. 

W dalszej części publikacji pragniemy przybliżyć czytelnikowi etnograficzny kontekst wiejskiego dzieciństwa na przełomie XIX i XX wieku oraz problematykę poszczególnych rozdziałów, które w naszym zamyśle zarówno je ukazują, jak też „opisują” obrazem. 

3. Migawki z życia wiejskiego dziecka na przełomie XIX i XX w.

„Dom jest punktem wyjścia” – głosił Daniel Winnicott brytyjski lekarz i psychoanalityk, doceniany za niezwykłą empatię oraz intuicję w stosunku do dzieci, która doprowadziła go do przekonania, że „struktura społeczeństwa odzwierciedla naturę jednostki i rodziny, a także pokazuje jego własne poczucie odpowiedzialności za to konkretne społeczeństwo, w którym żył” (Winnicott, Shepherd, Davis 2011/1983). Gdy w okresie powojennym Winnicott zaczął upowszechniać swoje nowatorskie wówczas idee (1986), dotyczące rozwoju emocjonalnego i czynników środowiskowych, które oddziałują na osobowość człowieka we wczesnym okresie jego życia, szybko trafiły one na podatny grunt i spotkały się z dużym zainteresowaniem. W Polsce, badania nad dzieciństwem i jego rolą w kształtowaniu się psychiki dziecięcej (oraz rozwój koncepcji pedagogicznych inspirowanych tą wiedzą), biegły ścieżkami nieco innymi, ale zbieżnymi w swych wynikach z tezą Winnicotta (por. Theiss 1995; Szczepska-Pustkowska 2009; Brzeziński 2012). Sporo czasu jednak upłynęło zanim społeczną aprobatę zyskało przekonanie, że warunkiem koniecznym do optymalnego rozwoju wszystkich możliwości dziecka jest zaspokojenie w dzieciństwie jego potrzeb rozwojowych, które zmieniają się wraz z wiekiem i życiowymi okolicznościami (Ziemska 1979: 6).

Proces akceptacji nowoczesnych modeli wychowawczych i rodzinnych jeszcze dłużej zachodził w społecznościach wiejskich i tradycyjnych, charakteryzujących się izolacją przestrzenną i oddaleniem od ośrodków miejskich, inercją, długim trwaniem oraz niechęcią do zmian. Przekonanie, że relacje między dziećmi a rodzicami oparte są na prostej wymianie powinności, sprowadzających się do zapewnienia „wiktu, utrzymania i dachu nad głową” w zamian za pomoc w domu i gospodarstwie, utrzymywało się tam przez wieki. Skutkowało też określonymi konsekwencjami, które na trwałe odcisnęły swoje piętno na kolejnych generacjach chłopskich potomków. Dorastanie w wiejskim otoczeniu, to jeden z głównych motywów narracji rejestrowanych i przechowywanych w społecznych archiwach historii mówionej (zob. Archiwum Historii Mówionej). Stanowią one niezbity dowód na prawdziwość słów klasyków pedagogiki w Polsce, których przedstawicielka Maria Ziemska, nauczała:

„Rola rodziców polega nie tylko na żywieniu dziecka, opiece nad nim, wychowaniu i decydowaniu o losach dziecka. Rodzice stanowią istotne oparcie w procesie kształtowania się osobowości dziecka, jego świata, myśli, uczuć, dążeń oraz przy wyodrębnieniu poczucia własnego »ja« i tworzeniu się obrazu samego siebie. Zapewniają oni dziecku poczucie bezpieczeństwa” (1979: 11; por. de Barbaro 1999: 46)

Przytoczone wyżej słowa egzemplifikują, że rodzina i formy jej funkcjonowania to przede wszystkim konstrukt kulturowy i cywilizacyjny, podlegający stadialnym przemianom, które oddziałują na wszystkich jej członków i relacje ich łączące. Opisują one model, który współcześnie przyjmujemy za oczywisty, nie budzący wątpliwości, uznający podmiotowość, tożsamość i indywidualizm dziecka. Niewykluczone, że czytelnik z trudem wyobraża sobie, że takie podejście do dziecka i jego istoty mogłoby nie być uniwersalistyczne oraz odwieczne (Schaffer 2008: 45-51). Badania historyków mentalności dowodzą jednakże, że współczesna „apoteoza dzieciństwa i dziecięcości” to stosunkowo nowe zjawisko społeczno-kulturowe.

Zdaniem francuskiego historyka mediewisty Philippe’a Ariés, proces społecznej emancypacji dzieci i ich symboliczne wyłączenie z grona dorosłych jako osobnej „kategorii ludzi” – „tylko trochę mniejszych wzrostem” – zaczął się dosyć późno (2010: 24-25). W swojej wpływowej książce pt. Centuries of childhood (1962; wyd. pol. „Historia dzieciństwa”), będącej wnikliwym studium dziejów dzieciństwa z europejskiej perspektywy, przedstawiał to w ten sposób:

„W społeczeństwie średniowiecznym, które jest dla nas punktem wyjścia, ludzie nie mieli żadnego poczucia specyfiki dzieciństwa. Nie znaczy to wcale, by zaniedbywali i porzucali dzieci bądź nimi gardzili. Świadomość dzieciństwa to nie to samo, co czułość dla dzieci; mieć świadomość dzieciństwa to zdawać sobie sprawę z odrębności dziecka, które w zasadniczy sposób różni się od młodego nawet dorosłego. Otóż takiej świadomości nie było” (2010: 185).

Zdaniem Ariésa „dzieciństwo”, w rozumieniu zbliżonym do obecnego, to objawienie młodej modernistycznej Europy. W wiekach średnich, ale także na początku epoki nowożytnej dzieci jeszcze nie traktowano jako osób, które są w jakikolwiek sposób wyjątkowe i szczególne. Uważano, że należą do wspólnoty dorosłych, ale na znacznie mniejszych prawach, ponieważ nie mają rozumu, którego z czasem powinny nabrać. Dopiero w XVI i XVII w. emocje związane z potomstwem zaznaczyły się silniej w kulturze europejskiej, a wyrażało się to w czułości wobec dzieci i ich rozpieszczaniu; zaczęto je wtedy postrzegać jako „istoty wdzięczne, ucieszne i urocze” (Żołądź-Strzelczyk, Kabacińska-Łuczak 2012: 54-55; Michalczyk 2003: 5). O wzroście znaczenia „małych ludzi” i dostrzeganiu ich potrzeb w tym okresie historycznym świadczą, między innymi, źródła ikonograficzne przedstawiające dzieci, które odróżniają się ubiorem i wyglądem od dorosłych (por. Jabłonko 2017). Do kolejnego etapu ewolucji postaw wobec dzieci przyczyniły się postęp cywilizacyjny w XVIII w. oraz rozwój nauk w XIX w., zwłaszcza w dziedzinie medycyny, filozofii, psychiatrii i psychologii (Ariés 2010: 49).

Zmiana stosunku wobec najmłodszych członków społeczeństwa początkowo zaznaczała się wyłącznie wśród zamożniejszych warstw mieszczaństwa i w wyższych klasach społecznych. W rodzinach chłopskich ten proces zaczął się niewspółmiernie później i miał zupełnie inną dynamikę oraz przebieg. Etnograficzne XIX-wieczne źródła terenowe nie pozostawiają w tej kwestii złudzeń. Poza okresem niemowlęcym i wczesnodziecięcym dzieci nie traktowano z żadną szczególną atencją czy admiracją, a stan ten dotyczył zarówno sfery ubioru, jak i akcesoriów pielęgnacyjnych, diety, form opieki oraz troski. Jakiekolwiek formy rozpieszczania i nadmiernej pobłażliwości wobec latorośli przyjmowano ze zgorszeniem czy wręcz przyganą, jako prowadzące „do zepsucia dzieciaka”. Znaczący postęp w tej dziedzinie rozpoczął się w okresie międzywojennym, ale został przerwany wybuchem II wojny światowej, do czego jeszcze nawiążemy w dalszej części rozdziału.

Dzieciństwo chłopskiego potomstwa nie zawsze było więc sielskie, o czym wiadomo nie tylko z literatury przedmiotu i źródeł archiwalnych, ale także z przekazów rodzinnych, a nawet lektur szkolnych. Wymownym przykładem, przemawiającym do wyobraźni współczesnych młodych ludzi i dającym wgląd w warunki, w jakich dorastały kolejne pokolenia mieszkańców polskiej wsi, są zdjęcia, które ukazują ubóstwo domów i ubiorów dziecięcych. Jakkolwiek sytuacja materialna i bytowa mogła się różnić w zależności od regionu, wielkości i zasobności gospodarstwa oraz zaradności gospodarzy, to ogólne warunki panujące na polskiej wsi w XIX-XX w., były złe (por. Kaczmarczyk 1992: 51). Zwłaszcza pod względem higienicznym, sanitarnym i zdrowotnym. Poziom życia przeciętnej wielodzietnej rodziny chłopskiej, w porównaniu do reszty społeczeństwa i innych klas, był niski (Maciejewska 2010: 166- 167). Uzewnętrzniało się to na liczne sposoby i w wielu obszarach codziennego życia, determinującrównież warunki, w jakich dorastały dzieci. Tymczasem, jeszcze w okresie II Rzeczypospolitej rolnictwo stanowiło podstawowe źródło utrzymania dla 61% ogółu ludności, przy czym gospodarka chłopska miała zasadniczo charakter naturalny i samowystarczalny, co zapewniało minimum egzystencji (Juchcińska- Gilka 2012: 224). Wieś polska w tym czasie nie była zelektryfikowana; szacuje się, że nie więcej niż 3% wszystkich gmin wiejskich miało dostęp do elektryczności. W 1945 r. liczba ta wynosiła 10% i dopiero w latach 1955-1975 proces elektryfikacji przybrał na intensywności, co przyniosło radykalną zmianę cywilizacyjną dla mieszkańców obszarów agrarnych (Komorowski 2018: 85-87). Zanim to jednak nastąpiło, do oświetlenia domostw powszechnie wykorzystywano lampy naftowe.

Przestrzeń mieszkalna w domach chłopskich również znacznie odbiegała od standardów, jakie w porównywalnych okresach panowały w miastach. Większość domostw stawiano z drewna, czasami z gliny, kamienia, niewypalonej cegły, zdarzały się też „kurne chaty” (domy bez komina i przewodów odprowadzających dym oraz z klepiskiem zamiast podłogi). Bogatsi gospodarze posiadali domy dwu lub trzyizbowe z sienią i komorą, większość jednak mieszkała w chatach jednoizbowych. W zachodnich i północnych regionach kraju, a także w gospodarstwach średnio- i wielkorolnych stawiano domy murowane, a obejścia, jak na ówczesne realia chłopskie, bywały dobrze wyposażone (Czarnecki 1937:169-178; por. Czarnecki 1935: 208-211).

Status wiejskich dzieci określał już sam moment ich przyjścia na świat. Jeszcze długo po tym, jak w okresie międzywojennym w szpitalach powstały oddziały położnicze, dzieci rodziły się w domach. Dopiero po II wojnie światowej upowszechniła się sieć wiejskich izb porodowych. Powszechność opieki

medycznej nad rodzącą, noworodkiem i małym dzieckiem, to osiągnięcia dopiero z okresu Polski Ludowej (Bittner-Szewczykowa 1984: 129; Markowska 1976: 26; Kaczmarczyk 1992: 51). Wcześniej pierwsze zabiegi pielęgnacyjne po narodzinach dziecka wykonywała akuszerka, zwana babką, która stawała się bliską członkinią rodzinnego kręgu i zwyczajowo uczestniczyła w chrzcinach dziecka. W niektórych regionach niosła też dziecko do kościoła, gdzie przed ołtarzem przekazywała je chrzestnym (Biegeleisen 1927: 111-113; Bittner-Szewczykowa 1984: 14). Duża śmiertelność dzieci i kruchość ich życia sprawiały, że powszechnie stosowano magiczne obrzędy i ludowe zwyczaje mające zabezpieczyć je przed chorobami, kołtunem i niebezpieczeństwami, które mogły zagrażać życiu (por. Wyżga 2014: 172). Opisów tradycyjnych praktyk wierzeniowych związanych z noworodkiem i jego bliskimi jest w literaturze etnograficznej bez liku, a większość z nich oprócz ochrony maleństwa miała także pośrednio przynieść korzyści społeczności, której dziecko stawało się nowym członkiem (Biegeleisen 1929: 8-12). Do zwyczajów, które zachowały się wyjątkowo długo, należy wrzucanie pieniążka do pierwszej kąpieli niemowlęcia (w celu zapewnienia mu dobrobytu) lub wkładanie do wanienki ziół poświęconych w dniu Matki Boskiej Zielnej (ku wzmocnieniu zdrowia) (Bittner-Szewczykowa 1984: 14-15). W pamiętniku Jana Słomki można przeczytać, że od 4-5 miesiąca życia dziecka kąpano je już sporadycznie, a do kąpieli wkładano (ze względów leczniczych oraz magicznych) leszczynę, susz pszczeli i różne zioła (Słomka 1929: 181).

Do leksyki i frazeologii języka polskiego na trwałe weszło słowo, które silnie wiążą się z tradycją i technikami pielęgnacji niemowląt, właściwymi dla opisywanej tu grupy. Mowa o „powijakach”, określających zwyczaj praktykowany na wsiach jeszcze w XX w., polegający na krępowaniu niemowlęcia poprzez ścisłe owijanie jego ciała wraz z rączkami wyprostowanymi wzdłuż boków długim pasmem materiału. Zabieg ten uniemożliwiał jakikolwiek ruch dziecka i wykonywano go do czasu ukończenia przez nie pół roku. Zgodnie z przekonaniem miał on chronić dziecko przed przepukliną pępkową spowodowaną długim płaczem, wypadkami oraz kalectwem w wyniku „przełamania się” i uszkodzenia kręgosłupa (Bittner-Szewczykowa 1984: 15; Dubiel 1963: 46-47). Niemowlęta w początkowym okresie ich życia karmiono w sposób naturalny, mlekiem matki. Później, gdy pokarm ten nie zaspokajał już potrzeb rosnącego dziecka, żywiono je rozcieńczonym mlekiem krowim, papką z gotowanych ziemniaków, kaszą, rozmoczoną bułką lub tym samym co jedli wszyscy inni, po dokładnym przeżuciu przez dorosłego; nie unikano też potraw z grochem i kapustą (Czarnecki 1937: 71). Dla uspokojenia płaczu dziecka, który często był spowodowany głodem podczas nieobecności matki (pracującej zazwyczaj w polu), zamiast smoczka dawano mu rozmoczonego ziemniaka, chleb lub cukier, zawiązane w szmatkę. Gdy i to nie

pomagało, a dziecko nie mogło usnąć, dostawało wódkę lub wywar z maku; praktykowano również wkładanie makowych główek do dziecięcej pościeli (Bittner-Szewczykowa 1984: 17; Chałasiński 1938: 416; Librachowa 1934: 214).

Wózki dla niemowląt – głębokie bądź też spacerowe – dostępne były w miastach już w XIX w., ale na wsiach pojawiły się z dużym opóźnieniem, w pierwszych dekadach XX w., przy czym przyjmowały się stopniowo. Z początku używane były głównie przez zamożniejsze rodziny. Przez lata radzono sobie bez nich. Zamiast wózka do transportu i zabawiania dzieci wykorzystywano chusty lub płócienne płachty, w których wynoszono dzieci na podwórze. W razie potrzeby, na przykład podczas sianokosów i żniw, wykonywano z nich kolebki zawieszone na żerdziach, w których kołysano zabrane ze sobą dzieci (Pamiętnik 420/147: 414; Bittner-Szewczykowa 1984: 25). Starsze dzieci, z braku osobnych posłań dla wszystkich członków rodziny, zwyczajowo spały „w nogach” łóżek dorosłych lub na ławach, zaś w niektórych regionach na zapiecku z dziadkami.

Większość zabiegów pielęgnacyjnych, opiekuńczych i wychowawczych wobec dzieci wykonywały matki. One zajmowały się dbaniem o ubiór, czystość i ogólną higienę, przygotowywały jedzenie, opatrywały rany, leczyły w razie choroby i szukały, gdy dzieci długo nie wracały do domu, zapisywały do szkoły oraz jajkami i nabiałem wkupywały się w łaski nauczycieli. Starały się odnosić do dzieci z taką troską, do jakiej same były zdolne i jakiej same w dzieciństwie zaznały, choć nie było to normą. Źródła pamiętnikarskie pełne są opowieści o chłodzie uczuciowym panującym w rodzinie, porzuceniu i samotności, ale także o bólu i żalu odczuwanym przez matki po stracie dzieci lub o smutku wywołanym ich niepowodzeniami. Postawy obojętności i oschłości wobec potomstwa często bywały przejawem surowego wychowania, jakie matki same odebrały, a które miało je lepiej przygotować na trudy życia (Wilczyńska 2017: 44, 46-47; Markowska 1976: 45-47; Pamiętnik 817: 236; Pamiętnik 855: 155; Pamiętnik 1034, 288).

Ojcowie zajmowali się głównie pracą w gospodarstwie i zapewnieniem utrzymania rodzinie.W odniesieniu do dzieci zachowywali dystans emocjonalny, a swoją pozycję i autorytet często budowali, surowo egzekwując przestrzeganie ustalonych w domostwie zasad. W procesie wychowywania dzieci chłopskich nie tolerowano nieposłuszeństwa, nieodpowiedniego zachowania, narażenia rodziny na straty lub pośmiewisko, źle wypełnionych obowiązków. Zaniedbania na tych polach, karano połajankami oraz biciem. Funkcjonowało powiedzenie, że „dla chłopów dziecko było jakby glebą do uprawy” (Bittner- Szewczykowa 1984: 78). Ojcowie rzadko interesowali się problemami dzieci, a swoją surowością i niedostępnością często budzili niechęć oraz strach. Dlatego dzieci szukały zrozumienia i schronienia przed ojcowską dyscypliną, jeśli nie u matek, to u babć i dziadków, ewentualnie dalszych krewnych (ciotek, kuzynek) (Wilczyńska 2017: 45; Bittner-Szewczykowa 1984: 77-78; Mędrzecki 2002: 144-146). Rodzice mieli mało wolnego czasu i rzadko kiedy spędzali go z dziećmi czy poświęcali na wspólne zabawy. Większość wspomnień związanych z rodzicami, to wspólna praca, dzielenie się obowiązkami, towarzyszenie sobie w codziennych czynnościach, sporadyczne rozmowy, współuczestnictwo w uroczystościach rodzinnych. Jedyną okazją do bliższego obcowania dzieci z matką lub starszymi

krewnymi było słuchanie bajek i różnych historii, które opowiadano na ogół wieczorem, do snu, już po zakończeniu pracy w gospodarstwie, zwłaszcza jesienią oraz zimą, gdy dzień był krótki i szybko zapadał zmrok.

Przestrzenią do zabaw dziecięcych w zimowe lub słotne dni była na ogół kuchnia lub sień; do paradnej izby ich nie wpuszczano, gdyż pilnowano, aby panował tam porządek (Simonides 1988). Wielodzietność w rodzinach chłopskich miała też i tę zaletę, że nigdy nie brakowało kompanów do wspólnego spędzania czasu i wymyślania zajęć oraz rozrywek, bez konieczności posiadania specjalnych ku temu sprzętów. Dzieciom do zabawy wystarczało to, co się znajdowało w najbliższym otoczeniu. Nie znaczy to jednak, że w wiejskiej chacie nie było zabawek (por. Bukowska-Floreńska 1991). Wśród nich dominowały przedmioty zrobione własnoręcznie lub zakupione na jarmarkach i odpustach, które uważano za bezcenne. Trzeba przyznać, że uroda i pomysłowość niektórych z nich do dzisiaj zadziwiai zachwyca, co pokazują wystawy organizowane w Muzeach Etnograficznych, na których dawne zabawki są eksponowane (zob. Wroniszewska 2012; Broda i in. 2021; por. Stempin, Żołądź-Strzelczyk 2009). Najczęstszymi miejscami dziecięcych hulanek były pastwisko, podwórko, łąka, okoliczny las

i ulica biegnąca przez wieś. Spektrum zabaw było szerokie i zależne od płci, na co zwraca uwagę Maria Wroniszewska – kuratorka jednej z poświęconych temu zagadnieniu wystaw:

„Chłopcy lubili zwłaszcza zabawy oparte na rywalizacji, popularne były więc wszelkiego rodzaju gonitwy, wyścigi, gry zręcznościowe, rzucanie kamieniami, strzelanie z procy, wspinanie się na drzewa, płoty czy nawet dachy domów. Dziewczęta ceniły zabawy wymagające sprawności manualnej, takie jak wyplatanie

kwietnych wianków, robienie naszyjników z nasion i kolorowych jagód, wykonywanie pierścionków i bransoletek ze słomy. Bawiły się w dom, sprzątanie, gotowanie, opiekę nad dziećmi, którymi na czas rozrywki stawały się własnoręcznie zrobione lalki. Zajęciom tym często towarzyszyły dziecięce piosenki

i tańce” (Wroniszewska 2012: 10).

Przełomowym momentem w życiu dziecka wiejskiego, o czym będziemy jeszcze mówić, było pójście do szkoły. Wydarzenie to miało znaczenie nie tylko ze względów rozwojowych i oświatowych, ale także stanowiło wielki krok w stronę upodmiotowienia dziecka i dostrzeżenia go jako jednostki. Jak jednak zauważają autorki opracowania „Dzieciństwo w etnograficznych zapiskach”, w większości regionów Polski pierwszego dnia szkoły nie celebrowano w jakiś szczególny sposób (Lipok-Bierwiaczonek, Pieronkiewicz-Pieczko 2003: 15). Zdarzało się, że z tej okazji pojawiał się we wsi objazdowy zakład fotograficzny, czego ślady znajdujemy również w zgromadzonej kolekcji. Do szkoły dzieci ubierały się zazwyczaj po chłopsku, czyli w to co miały. Dopiero w latach 50. XX w. upowszechnił się fartuch szkolny (wykonany z granatowej lub czarnej atłasowej podszewki, którą w późniejszych latach zastąpił stylon), ozdobiony kołnierzykiem. Przyjęcie do szkoły dla wiejskich dzieci częstokroć stanowiło pierwszą w ich życiu okazję, aby otrzymać ubranie oraz obuwie na własność.

Chłopów nie stać było na zakup butów, zwłaszcza dla dzieci, które szybko rosły i je niszczyły, więc jeśli buty już nabywano, to zwykle o kilka numerów większe, aby starczyły na kilka lat i mogły posłużyć kilkorgu dzieciom. Najczęściej zarówno dzieci, jak i dorośli od wiosny do jesieni chodzili boso. W okresie zimowym do szkoły zakładano trepy z drewnianymi podeszwami lub gumiaki. Zdarzało się, że na całą rodzinę przypadała jedna para butów na zmianę (Hryniewicz 1937: 164-165).

Rolę wyprawki szkolnej jeszcze na początku XX w. spełniały tabliczka łupkowa i rysik; podręczniki i zeszyty związywano rzemiennym paskiem. Trafiały się również drewniane tornistry i płócienne torby. Po II wojnie światowej w sklepach pojawiły się tornistry skórzane i tekturowe, a po czasie również

plecaki z dermy. Z tego okresu pochodzą też drewniane piórniki, obsadki ze zmiennymi stalówkami, kałamarze z atramentem i zeszyty z „papieru drzewnego” (Lipok-Bierwiaczonek, Pieronkiewicz-Pieczko 2003:16). Nie trzeba w tym miejscu dodawać, że o staranności wykonania tych akcesoriów, czy też

o zróżnicowaniu odzieży pod względem kolorystyki, wzornictwa i formy trudno było mówić. Zasadniczo rzeczy te miały spełniać swoją funkcję użytkową i jak najdłużej służyć.

Dziecko wiejskie dorastało w warunkach, w których nie myślano nawet o wydzieleniu mu przestrzeni prywatnej, osobistej, w której mogłoby się uczyć, bawić, czy odpoczywać. Nie było ku temu środków i istniała konieczność dzielenia z pozostałymi członkami rodziny dosłownie wszystkiego: izby, łóżka, pierzyny, odzieży, bielizny, butów, balii z wodą do mycia oraz miski z jedzeniem. W tym miejscu warto nadmienić także o innych czynnikach, które przemawiają za

stwierdzeniem, że dzieciństwo wiejskie bywało wyjątkowo krótkie i ulotne. Na problem ten zwracało uwagę wielu badaczy i wychowawców, ubolewających, że dzieci chłopskie nie są chronione przed dostępem do spraw dorosłych, przez co są wulgarne (Biegeleisen 1927: 359; Librachowa 1934: 180; Gerlich 1998). Wielokrotnie podnoszono przy tym kwestię konsekwencji wychowawczych i moralnych wynikających ze wspólnego bytowania domowników na małej przestrzeni i nie przywiązywania nadmiernej wagi do zachowania i poszanowania intymności; badacz wsi Władysław Ostafiński pisał o tym wprost:

„Starsi zupełnie i w żadnych sytuacjach dziećmi się nie krępują. Dziecko przedwcześnie poznaje życie w najdrastyczniejszych przejawach. Łatwo więc sobie wyobrazić, co takie dziecko, przychodząc do szkoły, wie i umie. Na szczęście uważa to wszystko za rzecz zupełnie naturalną i dziwi się, gdy mu się mówi: niemów tego – nie rób tamtego” (1934: 290)

Dopiero w XX w. ze Stanów Zjednoczonych przywędrowały do Europy modele socjalizacji dzieci ukierunkowane na ich potrzeby i możliwości rozwojowe. Pajdocentryczne podejście do potomstwa jako pierwsze przyjęło się w krajach skandynawskich i miało się nijak do praktyk powszechnych w tym okresie w społeczeństwie polskim, które jak stwierdza Janusz Żarnowski „odbiegały niemal 100 lat od przyjętych w cywilizowanym świecie” (2003: 131). W Polsce orędownikiem przekonania, że „nie ma dzieci – są ludzie”, a każdy człowiek jest niepowtarzalną i pełnowartościową jednostką, propagował przed wojną Janusz Korczak (1919; 1928). „Pod nadwiślańskie strzechy” idee te dotarły jednak znacznie później. Do tego czasu wiejskie dzieciństwo przebiegało pod znakiem surowych reguł, dyscypliny, posłuszeństwa, kar cielesnych, licznych obowiązków i pracy fizycznej. Zdaniem Żarnowskiego, zmiana stosunku do dziecka nastąpiła wraz „z kształtowaniem się społeczeństwa demokratycznego typu zachodniego, z jego charakterystycznym indywidualizmem” (2003: 127). Ewolucja w tym kierunku dokonywała się w Polsce w okresie międzywojennym, jednak, jak wyjaśnia przywołany wyżej autor: „niestety rozwój idei, ruchów i systemów autorytarnych i totalitarnych zagroził i przyhamował procesy demokratyczne i towarzyszące im wartości” (2003: 127).

Choć trudno nie zgodzić się z powyższą opinią, to paradoksalnym faktem jest również, o czym wspominałyśmy wcześniej, że obie wojny światowe w znaczący sposób przyczyniły się do poprawy sytuacji i pozycji dziecka chłopskiego w rodzinie i społeczności. Pomimo niewątpliwych strat demograficznych i gospodarczych oraz tragicznych wydarzeń jakie powoduje konflikt zbrojny, niekiedy skutkuje on również pozytywnymi następstwami. Sprzyja temu tempo zmian, jakie niesie z sobą wojna oraz konieczność ich akceptacji, a także pojawianie się nowych zjawisk w życiu społecznym. W odniesieniu do polskiej wsi, oznaczało to przede wszystkim wzrost znaczenia i aktywności kobiet oraz młodzieży w rodzinie i gospodarstwie, większe otwarcie się na miejskie wpływy, nowe wartości, aspiracje i wzorce zachowania, a co najważniejsze – konsekwencje zmiany ustrojowej. Spowodowały one poważne turbulencje kulturowe i obyczajowe oraz zakłócenie tradycyjnego, wielopokoleniowego podziału ról i funkcji w rodzinie chłopskiej. Zwłaszcza mobilizacja mężczyzn wymusiła na kobietach konieczność przejęcia odpowiedzialności za gospodarstwo i byt rodziny. Procesy stymulujące te przemiany zaczęły się jednak wcześniej, o czym wspomina historyk Jan Molenda, analizujący wpływ I wojny światowej na sytuację wiejskich dzieci i ich rodzin:

„Wojna przyspieszyła także procesy kształtowania się tożsamości narodowej oraz obywatelskiej młodzieży wiejskiej oraz związanego z tym uczestnictwa w organizacjach i formacjach wojskowych, zwłaszcza w Junactwie, Legionach Polskich i Polskiej Organizacji Wojskowej” (2003: 99).

W odniesieniu do II wojny światowej jej zdecydowanie pozytywną konsekwencją jest doprowadzenie do sformalizowania praw człowieka, a następnie ustalenia statusu prawnego dziecka. W wyniku tych działań powstały liczne organizacje i instytucje mające na celu działanie na rzecz najmłodszych. Warto jednakże podkreślić, że w Polsce takie inicjatywy podejmowane były już wcześniej, a pierwszy ogólnopolski Kongres Dziecka odbył się w 1938 r. Wydarzenie to

było przedsięwzięciem oficjalnym, nad którym patronat objęły władze państwowe, a w komitecie honorowym zasiadły, między innymi, Maria Mościcka i Aleksandra Piłsudska; inspiracja wyszła jednak z kręgu Stowarzyszenia Uczestników Walki o Szkołę Polską (Żarnowski 2003:128). W skali międzynarodowej największym powojennym osiągnięciem znamionującym zmianę podejścia do dzieci i dzieciństwa, było przyjęcie Konwencji o Prawach Dziecka w 1989 r. przez Zgromadzenie Ogólne ONZ. Warto dodać, że jest to dokument obowiązujący we wszystkich państwach świata – z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych i Somalii, które go podpisały, ale nie ratyfikowały (por. Dz.U. nr 120, poz. 526). Z ważnych dat w kalendarium działań na rzecz dzieci w Polsce warto wymienić również utworzenie instytucji Rzecznika Praw Dziecka, co nastąpiło w 2000 r. (Dz. U. nr 6, poz. 69).

Transformacja powojenna i reforma rolna spowodowały stopniową poprawę warunków życia chłopskich dzieci. Nadal kontynuowano walkę z analfabetyzmem, rozbudowywano infrastrukturę, powstawały przychodnie zdrowia, izby porodowe, wprowadzono obowiązkowe szczepienia dzieci. Stawiano także na rozwój szkolnictwa wiejskiego, które wciąż pozostawiało wiele do życzenia. Wprowadzony w 1919 r. przez Józefa Piłsudskiego obowiązek szkolny dotyczył dzieci w wieku od 7 do 14 lat (początkowo obejmował jedynie dawne Królestwo Polskie, ale wkrótce został rozszerzony również poza jego granicami). Na mocy dekretu powstały też siedmioletnie szkoły powszechne, które w zbliżonej formie funkcjonowały przez kolejne dekady, aż do czasu reformy systemu oświaty w 1961 r., kiedy wydłużono obowiązkowy okres nauki w szkole podstawowej do ośmiu lat (Majewski 2003: 101-102).

114. Prace przy pokrywaniu stodoły
114. Prace przy pokrywaniu stodoły (horizontal)